14 lutego 2015
Przez żołądek do serca czyli dlaczego warto korzystać z porad profesjonalisty...
Walentynki
to coroczne święto zakochanych, które przywędrowało do nas z
zachodu. Na popularności zyskało dopiero w latach 90 XX wieku.
Przypada zawsze 14 lutego, a jego patronem jest Św. Walenty, który
żył w starożytnym Rzymie za panowania Klaudiusza II Gockiego.
Pomimo tego, że Polacy nie świętują go z tak dużą pompą jak
Amerykanie, to dzień zakochanych jest świetną okazją do
zaplanowania wyjątkowej randki oraz obdarowywania się wzajemnie
upominkami. Każda okazja do wyrażania swoich uczuć jest bowiem
dobra.
Z
takiego samego założenia wychodziłam kilka lat temu, kiedy to
postanowiłam zrobić super niespodziankę potencjalnemu kandydatowi
na moją drugą połowę. Zaprosiłam więc mojego wymarzonego na
romantyczną kolacje do swojego domu. Dzień wcześniej uradowana
sporządziłam listę wszystkich potrzebnych produktów, sprawdziłam
przepis i ruszyłam w miasto. Moja
tajna broń aby usidlić jego serce to - lazania! Włoskie jedzenie a
Włosi słyną przecież z temperamentu. Na ów temperament bardzo
liczyłam:) Tak, wiec myślałam, że lazania i wino to wprost
doskonały pomysł. Wiadomo, że po kolacji warto zjeść coś
słodkiego, ale z racji tego iż potrafiłam przypalić nawet wodę
wolałam nie ryzykować z wypiekami więc kupiłam gotowe
ciasto z torebki. W dzień zakochanych zwolniłam się wcześniej z
pracy, chciałam zrobić wszystko na spokojnie (pośpiech jest złym
doradcą, jak powiada moja babcia), a musiałam ściśle trzymać się
instrukcji-przepisu. Dotarłam do domu, przystroiłam mieszkanie i
zabrałam się do gotowania. Pamiętam jak dziś, że największą
zagadką był dla mnie makaron, a raczej jego przyrządzenie.
Myślałam sobie...e tam przecież makaron to makaron, chwilę się
podpiecze i będzie ok. Ciasto przygotowałam wcześniej, choć
zastanawiało mnie, że słabo wyrosło przekonywałam się, że
przecież ciasta z torebki nie da się mówiąc potocznie schrzanić.
Kiedy zjawił się wreszcie wyczekiwany on, serce waliło mi
jak oszalałe. Stałam już w pięknej sukience, czekając z
kieliszkiem wytrawnego wina. Podano do stołu - powiedziałam. Mój
luby dodał jeszcze, że ogromnie się cieszy, ponieważ jest głodny
jak wilk - specjalnie nic nie jadł czekając na moje frykasy.
Zalotne spojrzenia w oczy, pierwszy kęs wędruje do jego boskich ust
i..... stało się to, czego sobie nie wyobrażałam nawet w
najgorszych snach! Mój partner zamiast poskromienia głodu (nie
tylko tego który gasi pełny żołądek) stracił pół zęba. O
boże ! Tak! Zęba i to górnej dwójki! Okazało
się, że makaron trzeba była najpierw lekko podgotować, o czym o
zgrozo totalnie nie pomyślałam - i skąd ja wzięłam ten przepis! Moja
wersja lazanii była jak by to delikatnie powiedzieć...dość twarda
i zdecydowanie ....chrupiąca. Koniec końców wieczór
spędziliśmy w gabinecie dentystycznym pracującym całodobowo.
Jeżeli kiedykolwiek braliście pod uwagę to miejsce na randkę -
szczerze odradzam :)
A
tak poważnie, z romantycznej kolacji nici. Dziś podchodzę do tego
bardzo humorystycznie, jednak uwierzcie - wtedy nie było mi do
śmiechu! To była dwójka! I o ile szpara między zębami u Karolaka
jest całkiem ok, to jakoś brak połowy przedniego zęba u mojego
faceta z pewnością nie pozostałaby niezauważona. Z resztą....
razem z częścią uzębienia mój wymarzony stracił ochotę na moje
towarzystwo. Jednak
kochani - szczęście, że nie doczekał deseru. Gdy wróciłam i
spróbowałam swojego wypieku - okazało się, że zamiast słodkiego
piernika wyszła mi "płyta chodnikowa"! Ogłaszam więc
wszem i wobec - ciasto z torebki też można schrzanić...To
tak odnośnie walentynek i mojego talentu kulinarnego :) Gdybym tylko
wtedy skorzystała z pomocy fachowca...
A propos jakiś czas temu usłyszałam o warsztatach kulinarnych ELEO. Co
to takiego? To indywidualne warsztaty kulinarne , które maja być
przyjemnością dla tych, którzy z nich korzystają. Wygląda to mniej
więcej tak, że do swojej własnej kuchni zapraszasz osobę, która chętnie
podzieli się z Tobą wiedzą pozyskaną przez lata praktyki, doświadczeń,
zdobytych w pracy w restauracjach, wyjazdach zagranicznych. Gdybym tylko
wtedy o tym wiedziała...może dziś mój luby nie musiałby mieć
"dorabianego" zęba, a ja spędziłabym w jego ramionach miłe chwile :) Co
najbardziej mi się spodobało w tych warsztatach? Ich koncepcja! Totalna
swoboda! Jesteś u siebie, nie czujesz się obco, to raczej Ty jesteś
Panią Domu w swojej kuchni. Rzecz w tym, że po prostu pozwalasz komuś
nauczyć Cię umiejętnego gotowania i wykorzystywania składników, które
znajdują się w Twoim domu.
1 komentarze
W sumie zabawna historia, ale rozumiem, dla mnie teraz, po czasie, wtedy Tobie było raczej źle i niewesoło.
OdpowiedzUsuń